wtorek, 25 października 2016

"Maski"


To nie ma sensu, ale jakoś tak, znalazłam to i stwierdziłam że tu pasuje.



Uśmiechnęłam się pod nosem, a chłopak obok mnie zaśmiał się głośno. Co go tak bawi? Zrobiłam coś nie tak? Odwróciłam się w jego stronę i spojrzałam na niego ze zdziwieniem. Kircus, tak właśnie ma na imię mój towarzysz. Dziwnie? Wystarczy na niego spojrzeć i od razu wiadomo, że inne imię i tak by nie pasowało. Kirc to chudy jak patyk, niski chłopak, o jasnych blond włosach. W podstawówce był uważany za “ładnego”, lecz teraz żadna dziewczyna by tak nie powiedziała, w szczególności gdy spojrzy w jego ciemno-zielone oczy, które nie pasują mu do niczego.
-Co się tak gapisz, wiem że jestem przystojny, ale to nie znaczy że musisz od razu pożerać mnie wzrokiem- delikatnie zsunęłam się z murka i stanęłam na przeciw niego, na co on po prostu wyprostował się.
-Kanibalem nie jestem i chyba tłumaczyłam ci już, że boję się latać- Kircus parsknął śmiechem, a ja odwróciłam się za siebie i ruszyłam przed siebie. Do moich uszu dotarło ciche uderzenie o ziemie, a po chwili przez mój bark przewiesiła się ręka chłopaka. Strzepnęłam ją, jednak po chwili znów na mnie leżała. Dziś jest 13 września, czyli od całych 13 dni muszę borykać się ze swoją klasą, a Kircus modlić się o to aby nie wyrzucono go z liceum. W szkole jestem nikim, zwykłą szarą myszką, lecz z małym “ale”. Co roku jestem wybierana na przewodniczącego… nie żeby ktoś mnie lubił, po prostu lubią mnie wykorzystywać.
-Alie, nie sprzeciwiaj się klasie, okej?- wyrwał mnie z rozmyślań kompan. Jego wyczucie, czasami, jest straszne.
-Nawet o tym nie myślałam, z reszta nawet jeśli bym im się postawiła, to ostatni rok, więc co mi zrobią?- chłopak zatrzymał się i rozejrzał gorączkowo po okolicy. Z lewej strony coś się poruszyło.
-Lepiej wracaj już do domu- powiedział ozięble i zabrał z moich barków swoją rękę.
-Nie- znów wplątał się w jakieś kłopoty i jak zwykle nie pozwala mi sobie pomóc- raz nie rób wszystkiego sam
-Alie, tym razem to nie żarty- powiedział cicho. Wokół nas pojawiła się 4 mężczyzny, każdy zakrywał swoją twarz inną maską. Najbliżej nas stał człowiek w złotej delikatnej masce, która zasłaniała tylko jego policzki i czoło. Wyglądała lekko jak litera “x”.
-Zapłatę, czas wykonać- powiedział jeden z przybyszów. Poczułam na swojej ręce, rękę Kircusa. Lekko ścisnęłam ją. W co on tym razem się wplątał? Ci ludzie wyglądają jak jakaś sekta i ta zapłata, boję się nawet myśleć ile musi im oddać.
-Alie, idź do domu, nie szukaj mnie i się nie martw, ja… ja sobie poradzę- kiwnęłam głową na nie, a on popchnął mnie do przodu- no idź, tylko robisz kłopoty, nic mi nie będzie, idź, nie odwracaj się, bo zrobisz sobie… i mi większe kłopoty niż ci się zdaje- ruszyłam niemrawie w stronę najbliższego budynku, cały czas starając się nie odwracać. Gdy znalazłam się za budynkiem, odwróciłam się w stronę miejsca z którego ruszyłam i w ukryciu podglądałam w co Kirc się wplątał. Kircus stał spokojnie pośrodku 4 przybyszów. Usta tego w złotej masce poruszały się w jednym rytmie, tak jakby wygłaszał jakąś formułkę. Mówiłam, sekta. Nagle w stronę mojego kompana pobiegła 2 zamaskowanych, mieli uniesione prawe ręce. Kirc krzykną i po chwili runął na ziemię, wokół niego znajdowała się kałuża krwi. Stałam jak wmurowana i nie poruszyłam się nawet wtedy gdy przybysze odwrócili się w moją stronę i zobaczyłam, że mają przy sobie sztylety. Zabili mi jedyną rodzinę, a ja nie umiałam nawet płakać, nie mówiąc już o wezwaniu jakiejkolwiek pomocy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nawet nie wiesz jak Cię kocham... nawet jak mnie skrytykowałeś <3